Lizbona - w poszukiwaniu wiosny. Moja FOTO relacja!
W lutym zazwyczaj dopada mnie tęsknota za słońcem i temperaturą powyżej 10 stopni. Po długiej, jakby nie było, mrocznej zimie w Polsce, z pewnością nie jestem w tym sama. W tym roku miałam to szczęście i możliwość zażyć nieco wiosny, kiedy w Warszawie hulał jeszcze zimny wiatr
i było to właśnie w stolicy Portugalii, Lizbonie.
W Lizbonie spędziliśmy wspaniały, okrągły tydzień. Pogoda była idealna na zwiedzanie i spacery, a nawet czytanie na ławce w parku. Podróżowanie poza sezonem ma ten plus, że można uniknąć tłumów i na spokojnie cieszyć się atmosferą miasta. Nam udało się zrobić niezliczoną liczbę kroków, zażyć niemalże górskich wspinaczek oraz zjeść tyle Pasteis de Nata, że boję się przyznać.
W Lizbonie, czyli w mieście siedmiu wzgórz z pewnością można poćwiczyć nogi i pośladki. Wiele razy okazywało się, że choć odległość pokazywana przez Google Mapsy była niewielka, to trasa prowadziła mocno pod górę. Dla wygodnych, lub chcących oszczędzić siły, istnieje opcja jazdy legendarnymi, żółtym tramwajami (zazwyczaj pokrytymi reklamami lub grafitti, ten ze zdjęcia to rarytas). Nam niestety nie udało się przejechać najpopularniejszą linią nr 28. Dlaczego? Zobaczycie na jednym ze zdjęć poniżej. Można skorzystać również z “wind”, które czekają na pieszych przy większych wzniesieniach.
Co do miasta, to nie należy ono ani do najczystszych ani do najpiękniej pachnących. Ciężko tutaj o mały market typu nasza Żabka, w którym można by się zaopatrzyć chociażby w wodę. Jest za to masa handlarzy okularami i marihuaną.
Właściwie to nie wiem dlaczego zaczęłam od minusów,
bo tak naprawdę pisząc ten post i przygotowując do niego zdjęcia, towarzyszy mi tęsknota za tym miejscem. Za wąskimi uliczkami, kamienicami pięknie zdobionymi azulejo, widokiem rzeki Tag i jazdą na hulajnodze u jej brzegu, bliskością oceanu no i oczywiście za ciepłymi Pasteis de Nata jedzonymi na ławce w parku. Ludzie są tutaj przemili i uśmiechnięci. Nie mają problemu z porozumiewaniem się po angielsku jak np. w Madrycie.
Podobno Ci, którzy odwiedzili Lizbonę dzielą się na dwie grupy, tych którzy zostawili tu swoje serca i tych, którzy chcieli jak najszybciej stąd wyjechać. Ja z moimi łzami w oczach podczas wsiadaniu do samolotu do Warszawy, chyba zaliczam się do tej pierwszej.
Zapraszam Was do obejrzenia mojej krótkiej fotorelacji. Wakacje tuż tuż, więc być może zachęcę Was do odwiedzenia Lizbony już tego lata.
Enjoy!
Ucieczka od miasta
Dwa dni poświęciliśmy na wycieczki pociągiem poza miasto.
Poniżej zdjęcia z punktu widokowego przy Praia de São Pedro do Estoril, w którym znaleźliśmy się właściwe przez przypadek. Jadąc pociągiem z Lizbony w kierunku Cascais postanowiliśmy wysiąść na pobliskiej stacji i zrobić sobie spacer wzdłuż klifu. Jedno jest pewne, szumu oceanu, zapachu i kolorów nie odda żadne zdjęcie. Tu trzeba po prostu przyjechać i przekonać się na własnej skórze.
Dalej kilka kadrów z naszej walentynkowej wyprawy do Sintry. Wyjątkowe, bajkowe i bardzo instagramowe miejsce urzekło nas bogactwem historii, przyrody i kolorów. Bardzo polecam to miejsce właśnie na jednodniową wycieczkę. Jest tu o kilka stopni chłodniej w niż w Lizbonie i jeśli chcecie odwiedzić wszystkie atrakcje to przygotujcie naprawdę wygodne buty.
Przycisk "Postaw kawę"
dla tych, którzy pragną docenić moją pasję i którzy korzystają z efektów mojej pracy! To mała rzecz a będzie dla mnie ogromną motywacją do dalszego działania!